Namnożyło się ostatnio na facebooku syfu w postaci konwersacji w stylu "Robię screen z rozmowy i jak będą dwa lajki po postem to pierdolisz mi gałę" itd. Plaga egipska powodowana tym że komuś się tam kiedyś udało coś w ten sposób wydębić i inni gołodupce chcą teraz dostać darmową pizzę albo chociaż pudełko firmowych zapałek w zamian za "ogromną promocję" Promocja oczywiście z tego żadna bo lajkowany jest screen a nie np fanpage firmy/osoby a zapadalność w pamięć oscyluje w okolicach 15 sekund. No ale jeżeli założyć że choć część z tych konwersacji to nie zwykłe ordynarne podróby (a takie też na pewno są) to dochodzimy do naszej sprawy. Masowego morderstwa na zwykłej logice na poziomie elementarnym. Oto przykład:
Z którym to z ciągle powtarzających się fragmentów mam problem? Ano z "podejmujemy wyzwanie". Czy naprawdę tyle firm i instytucji jest tak bezdennie głupich? Jeśli należysz do osób które nie łapią tego tak samo jak wyżej wspomniana reszta to poprowadzę za rączkę. Na czym polega wyzwanie? Na zebraniu lajków pod screenem. Kto będzie zbierał lajki? Żebrający będzie zbierał lajki! Kto podejmuje wyzwanie? Jak się jeszcze nie domyślasz to podpowiadam. Zbierający lajki podejmuje się wyzwania! Ofiarodawca się zobowiązuje do dania nagrody, przyjmuje zakład, daje dupy po całości ale na pewno nie podejmuje żadnego wyzwania tylko biernie czeka na jego rezultat.
Druga rzecz którą przy okazji chcę zahaczyć ciągnie się dużo dużej niż wyzwania. To gamerzy czy let's playerzy jak kto woli. Schemat jest taki: gram w grę i nagrywam to na youtubie jak gram w grę. Potem inni to oglądają a mi leci hajs z reklam na youtubie. A jak jestem bardziej popularny to jeszcze jakiś kontrakt reklamowy się trafi. Jakieś koszulki, kubki się sprzeda i jest git. Problem polega na tym że oprócz kilku inteligentnych graczy zabiera się za to cała masa niedorozwojów po zawodówce lub nawet bez i potem powstają hity w stylu: "Kolega jest knajtem to wali z axa a ja jestem druidem to walę z różdżki"
Sporo z tych gier jest w języku language więc przeciętny gamer nie rozumie, nie wie, nie umie przetłumaczyć, kaleczy wymowę. Zamiast oddawać się rzemieślnictwu w minecrafcie to "kraftuje przedmioty" buduje dom z "red stołna" itd. Wkurza mnie to niesamowicie bo odbiorcami tych produkcji gamingowych są najczęściej dzieci które są od najmłodszych lat uczone głupoty, kalectwa i niedorozwoju. Dzieci pewnie zaraz z tego wyrosną ale czy wyrosną z epickości? A epickość uprawia nawet sporo część gamerów z wyższej półki. O co chodzi? Ano o angielskie słówko: "epic!"Które oznacza: "epicki". A jakże? Tylko co to oznacza? Ano każdy w szkole miał chyba podział na epikę, lirykę i dramat. Zdaje się że każdy powinien wiedzieć do czego odnosi się epickość. Tymczasem nie wiedzieć czemu epickość stała się w ustach gamerów synonimem słowa zajebistość.
Co ma wspólnego gra z gatunkiem literackim? Czy jak gamer mówi że gra jest epicka to ma na myśli, że występuję w niej narrator? Czy że jest napisana prozą? Jedność czasu miejsca i akcji? Czy gównażeria pozostawiona bez opieki oglądająca swoje ulubione gry na youtubie idąc do szkoły i słysząc na języku polskim o epice będzie krzyczeć: "To tak jak w grach!" ? Tak samo jak ja kiedyś usłyszałem od młodszych kolegów którzy usłyszeli u mnie kawałek zespołu the doors - riders on the storm, że leci u mnie soundtrack z Need for Speeda i że to fajny kawałek Snoop Doga. I tak samo jak młodzież amerykańska kiedy usłyszała że Kanye West ma współpracować z Eltonem Johnem doszła do wniosku że to super, że popularny raper daje szansę zabłysnąć nieznanemu artyście. Kiedyś jako gatunek wstydziliśmy się niewiedzy i ignorancji. Teraz to nie jest takie oczywiste. Do czego zmierzamy? Strach się zastanawiać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz